O tym, jaki powinien on być, wiedzą studenci Politechniki Opolskiej. Na uczelni przeprowadzono ranking wykładowców.
Idealny wykładowca powinien być świetnie przygotowany do zajęć, elastyczny, nie musi być showmenem, ale dobrze, żeby nie zamykał swoich drzwi po godz. 16.00.
Pierwsze miejsce zajęła prof. Ludmila Sadovnicova. - To pierwsze miejsce było dla mnie potwierdzeniem tego o czym już od dawna wiedziałam - uśmiecha się pani profesor która twierdzi, że serca swoich studentów podbiła wiedzą (to po pierwsze), otwartością, zrozumieniem i poczuciem humoru. - Ciągle się śmiejmy na zajęciach - mówi prof. Stadvnicova.
W jej słowniku nie ma ani idealnych wykładowców, ani złych studentów. - Chyba dlatego nie wpisuję dwój. Uważam, że jeśli muszę ją komuś postawić, to tak samo jakbym taką ocenę wystawiała sobie. Tłumaczę zawsze dopóki student nie opanuje materiału - twierdzi.
Pani profesor na PO pracuje od 15 lat. Zajmuje się
psychologią zarządzania, jest zatrudniona na Wydziale Wychowania Fizycznego i
Fizjoterapii. Studia kończyła w Mołdawii, a doktoryzowała się
w Moskwie.
Na drugim miejscu rankingu znalazł się dr. Mirosław Szmajda.
- Nie miałem pojęcia, że taki ranking w ogóle był robiony. Dlatego zdębiałem
gdy podczas inauguracji rektor wyczytał moje nazwisko. To było oczywiście
bardzo miłe - mówi naukowiec. Na co dzień dr Szmajda zgłębia ze studentami
tajniki technik mikroprocesorowych
i cyfrowego przetwarzania sygnałów.
- Nie jestem przysłowiową „kosą”, ale muszę widzieć, że komuś zależy na przedmiocie. Wtedy staram się pomagać - mówi. - Bywa, że drzwi się u mnie nie zamykają. Czasem się denerwuję, że cierpi na tym moja praca naukowa, ale z drugiej strony nie odmówię porady studentowi. Chyba właśnie to oni u mnie cenią - dodaje.
Jego receptą na sympatię żaków jest indywidualne podejście. -
Pamiętam każdego studenta, może nie z nazwiska, bo nie mam do tego głowy, ale
na pewno z twarzy. Dr Szmajda kończył Politechnikę Wrocławską, na PO pracuje na
Wydziale Elektroniki
i Telekomunikacji.
Brąz w rankingu wykładowców przypadł dr Romanowi Dydze. Naukowiec mówi, że stosuje klasyczne metody nauczania. - Nie jestem typem gawędziarza, ani showmena. Do zajęć staram się być zawsze solidnie przygotowany i jasno określam reguły gry - mówi dr Dyga.
Jedną z nich jest, że konsultacje ma... zawsze. - Jeśli studenci potrzebują jakiejś pomocy, moje drzwi są dla nich zawsze otwarte. Terminy konsultacji wywiesiłem „proforma” dwa lata temu i muszę przyznać, że nawet nie wiem kiedy oficjalnie odbywają. Może lepiej tego nie drukujcie - uśmiecha się.
- Nie wiem czym mogłem zaskarbić przychylność studentów. Ja
tylko staram się ich zainteresować zajęciami, dobrze sprzedać temat. To
przydatna umiejętność, zwłaszcza że wykładam przedmioty takie jak: techniki
przechowalnictwa oraz maszyny
i urządzenia przechowalnicze.
źródło: PO